Artykuł poniższy
opisuje różne interpretacje prawa Say’a i skutki błędnego rozumienia tego prawa
dla różnych teorii ekonomicznych. W dalszej części objaśnia to prawo,
posiłkując się oryginalnym tekstem Say’a. Artykuł odnosi także prawo Say’a do
istnienia pieniądza w gospodarce i przedstawia konsekwencje tego faktu. Na
końcu porównuje to prawo z poglądami keynesistów.
Jednym z problemów w świecie pomysłów, szczególnie w dziedzinie nauk
społecznych, jest to, że głębia starych pomysłów może zostać zagubiona w
natłoku nowych idei. Często historycy mają przed sobą niewdzięczne zadanie
przypomnieć kolegom, iż jakiś od dawna nieżyjący już ekonomista napisał coś
zupełnie innego niż im się wydaje że napisał.
Takie nieporozumienia to często coś więcej niż proste błędy; mogą mieć
wielkie konsekwencje dla naszych teorii socjologicznych, naszych interpretacje
historii i propozycji rozwiązań ekonomicznych. W ekonomii można znaleźć wiele
takich przykładów. Moim zadaniem jest przypatrzenie się jednemu z nich:
sposobowi, w jaki prawo Say’a (nazwane od wielkiego klasycznego ekonomisty
Jean-Baptiste Say) było całkowicie źle zrozumiane przez teoretyków ekonomii i
laików, i pokazać tego konsekwencje.
W. H. Hutt kiedyś odniósł się do Prawa Saya jako do „najbardziej
fundamentalnego prawa w całej teorii ekonomii.”. W swojej surowej i
nieformalnej formie, prawo Saya jest rozumiane jako „podaż tworzy swój własny
popyt”, tak jakby prosty akt podaży jakiegoś dobra lub usługi na rynku był wystarczający,
aby wywołać zapotrzebowanie na ten produkt. Oczywiście, producenci mogą
przedsięwziąć wydatki, np. na reklamę, aby namówić ludzi do kupna dobra, które
zdecydowali się dostarczać, ale to nie to samo, co powiedzieć, że akt
dostarczenia dobra musi stworzyć zapotrzebowanie na to dobro. Takie rozumienie
prawa Say’a jest najwyraźniej fałszywe – wystarczy spojrzeć na wiele przykładów
firm i dóbr, które poniosły klęskę na rynku. Jeżeli prawo Say’a byłoby
prawdziwe w takim znaczeniu, jak przestawione powyżej, to wszyscy moglibyśmy
stać się bogaci po prostu produkując cokolwiek.
Cokolwiek bardziej wyszukana interpretacja, ta, którą John Maynard Keynes
najwyraźniej przypisywał klasykom, mówi, że zagregowana podaż dóbr i usług oraz
zagregowany popyt na dobra będzie zawsze sobie równy. W dodatku, niektórzy
uważali, że Say twierdził, iż ta równość zachodzi w punkcie, w którym wszystkie
zasoby są w pełni wykorzystane.. W takim wypadku ekonomiści klasyczni
uważaliby, że rynki zawsze osiągały równowagę całkowitego zatrudnienia. Z
jednej strony to jest prawda. Jeżeli porównamy rzeczywiste ilości dóbr
kupionych i sprzedanych, to ilości te zawsze będą równe.. Cokolwiek zostało
sprzedane przez jedną osobę było kupione przez inną. Niewykluczone jednak, że
Keynes uważał, że klasycy mieli co innego na myśli,
być może coś w stylu „rynki nie stworzą nigdy znaczących niedoborów lub
nadwyżek, ponieważ przychód generowany przez sprzedaż będzie zawsze
wystarczający aby zakupić oferowaną ilość dóbr”. W dużej mierze to zdanie jest
prawdziwe, ale samo w sobie nie zapewnia pełnego zatrudnienia, gdyż oczywiste
przypadki bezrobocia i niesprzedanych dóbr mogą być pokazane. I, właściwie, to
jest to, co krytycy prawa Saya zrobili. Wskazywali recesje i depresje, których
doświadczały rynki ekonomiczne, co według nich pokazywało naiwność prawa Saya i
jego fałszywość.
Jeśli chcemy zrozumieć prawo Say’a lepiej,
najlepiej odwołać się do tego, co on sam na ten temat napisał. We odpowiednim
fragmencie Say pisze „to produkcja stwarza popyt na produkty (...). Sama
okoliczność stworzenia produktu kreuje popyt na inne produkty.”2
Inaczej mówiąc, Say stwierdził, że produkcja jest źródłem popytu. Zdolność do
stworzenia zapotrzebowania na dobra i usługi od innych wynika z przychodu uzyskanego
dzięki własnym aktom produkcji. Bogactwo tworzy się z produkcji, nie z
konsumpcji. Moja zdolność do tworzenia popytu na żywność, ubrania i schronienie
wynika z produktywności mojej pracy i moich innych zasobów. Im większa ta
produktywność, tym większą mam moc popytu.
W swojej świetnej książce o prawie Saya Hutt wyraził to tak „Cała moc
popytu wynika z produkcji i podaży (...). Proces dostarczania dóbr na rynek,
tj. produkcji, i odpowiednia wycena usług utrzymuje przepływ potrzeb”3.
Dalej, Hutt bardziej precyzuje swą definicję: „popyt na każde dobro jest
funkcją podaży niekonkurujących dóbr”. Dodanie słowa „niekonkurujących” jest
bardzo ważne. Jeżeli sprzedaję me usługi jako technik komputerowy, zakłada się,
że moje wynikowe zapotrzebowanie będzie na inne dobra niż te, które sam
produkuję. Dobra i usługi, które konkurują z tymi, które ja sprzedaję mogę
zawsze uzyskać poprzez bezpośrednie zastosowanie mej pracy, a więc jest
nieprawdopodobne, abym zgłaszał na nie zapotrzebowanie.
To spojrzenie na prawo Saya opisuje wszystkie połączenia pomiędzy różnymi
sektorami gospodarki rynkowej. W szczególności, ma sens stwierdzenie, że
„zatrudnienie dla ogółu to zatrudnienie dla jednostki”. Ponieważ każdy
pracownik może znaleźć pracę, może on też stworzyć zapotrzebowanie na dobra i
usługi z innych gałęzi, tworząc miejsca pracy w tych gałęziach. Z tej
perspektywy, prawo Saya nie ma nic wspólnego z równowagą pomiędzy zagregowaną
podażą i zagregowanym popytem. Opisuje ono raczej proces zamiany dostawców w
klientów.
Ten proces może być widoczny w różnicach pomiędzy małymi, biednymi,
wiejskimi miasteczkami i bogatszymi obszarami znajdującymi się w okolicy dużych
miast. W małych miastach wartość produkcji jest mała, w związku
z czym również ich możliwości tworzenia popytu są ograniczone. Dlatego
też wybór produktów, ilość i różnorodność sprzedawców i stopień specjalizacji
jest mały. Natomiast w bogatszych obszarach podmiejskich jest oszałamiający
wybór produktów, z dużą ilością zróżnicowanych sprzedawców oferujących
wyspecjalizowane dobra. Być może najważniejsze jest to, że na takich obszarach
jest duża konkurencja, ponieważ rynek jest w stanie utrzymać wielu sprzedawców
tego samego dobra. Say podkreślił, że to wyjaśnia, czemu sprzedawca rozwinie
swą działalność lepiej w dużym mieście pomiędzy konkurentami, niż jako
pojedynczy przedsiębiorca w małym mieście. Kluczem do zrozumienia prawa Saya
jest to, że to produkcja jest na pierwszym miejscu. Zapotrzebowanie i
konsumpcja wynika z produkcji bogactwa.
Do pewnego stopnia prawo Saya jest tylko rozszerzeniem spostrzeżenia Adama
Smitha, że „podział pracy jest ograniczony przez rozmiar rynku”. Smith
zauważył, że stopień specjalizacji zależy od tego, jakie jest zapotrzebowanie
na wyspecjalizowany produkt.
Ponieważ wszystkie ruchy pomiędzy dostarczaniem a zapotrzebowaniem na dobra
muszą odbywać się za pomocą pieniędzy, stwierdzenie, że produkcja generuje
popyt jest pewnego rodzaju uproszczeniem. Tak naprawdę wyrażenie
zapotrzebowania na dobra wymaga dysponowania pieniędzmi, co z kolei wymaga
wcześniejszych aktów dostarczenia dóbr. Sprzedajemy aktywa lub pracę dla
pieniędzy, które potem możemy użyć w celu zakupu innych dóbr. Pieniądze to
pośrednie dobro, które pozwala nam kupić rzeczy, których potrzebujemy. Ale
musimy pamiętać, że to nie pieniądze pozwalają nam dokonać zakupu, ale aktywa,
które pozwalają na uzyskanie pieniędzy. Jednak nie musimy wydawać wszystkich
pieniędzy od razu, a więc chwilowe zapotrzebowanie na dobra i usługi nie musi
odpowiadać wartości produkcji. Więc wygląda na to, że przy uwzględnieniu
istnienia pieniądza, prawo Saya, nawet zrozumiane właściwie, zostawia możliwość
istnienia dóbr na rynku, które nie zostaną kupione.
Jakkolwiek, gdy bogactwo monetarne jest przechowywane w formie pieniądza
kreowanego przez banki, takiej jak konto bankowe (ale
nie banknotów Federal Reserve), wtedy zatrzymana konsumpcja będzie przeniesiona
na tych, którzy pożyczają pieniądze od banku, który go wykreował. Pieniądze,
które pozostają na moim koncie są podstawą dla banku do udzielenia pożyczek
innym. Moc konsumpcji, której nie wykorzystałem poprzez pozostawienie mojego
bogactwa w formie pieniędzy została przeniesiona na pożyczkobiorcę. Kiedy ona
wyda swą pożyczkę, jej dodatek do zagregowanego popytu zapełnia lukę po
brakującej konsumpcji, która była rezultatem mojej decyzji o zatrzymaniu pieniędzy. Tak więc nie ma żadnego braku w zagregowanym
popycie, dopóki system bankowy może zamieniać oszczędności w wydatki
pożyczkobiorców.
Ponieważ wszystkie wymiany rynkowe są dokonywane za pośrednictwem
pieniędzy, wszystkie rynki są rynkami pieniądza i jedyna możliwość nadmiarowego
popytu lub podaży zachodzi, gdy jest, odpowiednio, nadmiarowa podaż lub popyt
na pieniądz. Weźmy dla przykładu nadmiar dóbr, taki, jaki ma miejsce podczas
recesji. Prawo Say’a, poprawnie zrozumiane, sugeruje, że wyjaśnieniem tego
faktu jest nadmiarowy popyt na pieniądze. Dobra leżą niesprzedane, ponieważ
kupujący nie mogą dostać pieniędzy, które powinny kupić te dobra. A wiec
recesje i inflacje są mającymi swoje źródła w pieniądzu.
Odmiennie niż zwolennicy Keynesa, którzy uważali, że braki w zagregowanym
popycie powstające z różnych form zawodności rynku, powodują okresy
spowolnienia gospodarczego, pokazaliśmy, że dogłębne zrozumienie prawa Saya
sugeruje, że to nie naturalna zawodność rynku prowadzi do luki popytowej, i że
istnienie recesji w realnym świecie nie podważa tego prawa. Raczej, gdy już
zrozumiemy rolę pieniądza w umożliwieniu zamiany naszych mocy produkcyjnych w
popyt na dobra, widzimy, że źródła makroekonomicznej zawodności jest
najprawdopodobniej natury monetarnej. Mimo odrzucenia przez keynesistów prawo
Saya, poprawnie zrozumiane zarówno w jego oryginalnym brzmieniu, jak i w
odniesieniu do systemu bankowego, pozostaje dobrym modelem
działania gospodarki rynkowej.
Rozdział 15
O popycie i rynku produktów
Często słyszymy głosy z różnych gałęzi przemysłu, że ich problemem nie jest
produkcja, ale sprzedanie dóbr, że produkt zawsze zostanie sprzedany, jeżeli
jest popyt, czy tez rynek gotowy go przyjąć. Gdy popyt na ich dobra jest mały,
trudny i mało zyskowny, mówią, że pieniądze są dobrem rzadkim. Tym, do czego
dążą, jest konsumpcja wysoka na tyle, aby zwiększyć
sprzedaż I utrzymać ceny na wysokim poziomie. Ale gdy spytać się ich, co
właściwie powoduje I wpływa na popyt na ich produkty, to okaże się, że
większość z nich ma bardzo marne pojęcie na ten temat, że ich obserwacje są
niekompletne I zafałszowane, a ich wyjaśnienie niejasne, że traktują wątpliwe
twierdzenia jako pewniki, często modlą się o coś, co jest kompletnie sprzeczne
z ich interesem, I żądają od władz ochrony, która obróci się przeciwko nim
samym.
Abyśmy mogli sformułować praktyczne i poprawne wnioski w odniesieniu do
rynków produktów przemysłowych, musimy dokładnie przeanalizować najbardziej
pewne fakty, i zastosować do nich sposób rozumowania, który już odkryliśmy, i
może w ten sposób otrzymamy nowe prawdy i twierdzenia, które pomogą nam rozświetlić
nasz pogląd na rolę przemysłu i sposób jego funkcjonowania oraz pokazać kroki,
do których powinny się uciekać rządy, jeżeli chcą rozwinąć przemysł.
Człowiek, który inwestuje swoją pracę w obiektów, które mają nabierają
wartości poprzez kreację pewnej użyteczności, nie może oczekiwać, że wartość ta
będzie doceniona I opłacona, o ile inni ludzie nie mają środków na zakup tego
dobra. Ale skąd się biorą te środki? Z innych wartości innych produktów, to
jest owoców pracy, kapitału I ziemi. Co prowadzi nas do wniosku na pierwszy
rzut oka paradoksalnego, że to produkcja otwiera popyt na produkty.
Gdyby handlowiec powiedział „Nie chcę innych produktów za moje, chcę
pieniędzy”, mogłoby być trochę trudności w przekonaniu go, że klienci nie
mogliby zakupić jego dóbr, jeżeli wcześniej nie sprzedali jakiś swoich
produktów. Otóż okazuje się, że handlowiec chce dóbr, a nie pieniędzy. A wiec
winienie rzadkości pieniędzy o słabą sprzedaż jest pomyleniem przyczyny ze
skutkiem. Błąd ten bierze się stąd, że prawie cała produkcja w pierwszej fazie
jest zamieniana na pieniądze, zanim nie zostanie wymieniona na inną produkcję.
Pieniądze wydają się dobrem najbardziej pożądanym I najczęściej używanym,
podczas gdy jest tylko medium wymiany. Nie można powiedzieć, że rzadkość pieniędzy
jest przyczyną niskiej sprzedaży, sprzedaż maleje, ponieważ inne dobra są
rzadkie. Ilość pieniędzy w obiegu jest zawsze wystarczająca do przeprowadzenia
transakcji I wzajemnej wymiany wartości, gdy wartości te istnieją. Gdy wzrost
wymiany powoduje, że potrzebne jest więcej pieniędzy, potrzeba ta może być
łatwo zaspokojona, I jest oznaką rozwoju gospodarki I tego, że została
wytworzona duża wartość, którą obywatele chcą wymienić na inną wartość. W takim
wypadku, handlarze wiedzą dobrze, jak znaleźć substytuty
dobra, które służy jako medium wymiany. Zaś pieniądze szybko się pojawią, gdyż
produkcja w naturalny sposób jest ściągana tam, gdzie jest najbardziej
pożądana. To dobry znak, gdy gospodarka rozrasta się tak, że brakuje pieniędzy,
tak samo, jak to, że dóbr jest za dużo, żeby pomieściły się w składach I
hurtowniach. Kiedy pewien artykuł nie może znaleźć zbytu, rzadkość pieniędzy ma
mało do czynienia z niemożnością jego sprzedaży, ponieważ sprzedawcy bardzo
chętnie otrzymali jego wartość w dobrach dla swej własnej konsumpcji po
aktualnych cenach z dnia, nie prosili by o pieniądze, ponieważ jedyną rzeczą,
którą by mogli z nimi uczynić, to pójść do sklepu I kupić potrzebne im dobra. Ta obserwacja jest ma zastosowanie we wszystkich
przypadkach, kiedy jest podaż dóbr lub usług na rynku. Znajdą oni uniwersalny
popyt w tych miejscach, gdzie większość wartości jest produkowana, ponieważ w
żadnym innym miejscu nie są tworzone środki to dokonania zakupu, to jest
wartość. Pieniądze pełnią chwilową rolę podczas podwójnej wymiany; I po tej
wymianie zawsze okaże się, że właściwie dokonano wymiany jednego dobra na
drugie dobro.
Warto jest zaznaczyć, że produkt nie jest tworzony dopóki nie pokrywa swoją
wartością dóbr na innych rynkach. Kiedy producent dokończy pracę nad produktem,
chce jak najszybciej się go pozbyć w drodze sprzedaży, gdyż z każdą chwilą
wartość tego dobra maleje. Tak samo producent ten jest
niecierpliwy, jeśli chodzi o pieniądze, które posiada – chce je wydać
najszybciej, jak może, ponieważ wartość pieniądza również maleje. Ale jedyna
droga pozbycia się pieniędzy jest zakup jakiś innych dóbr. A więc, sam fakt
stworzenia jakiegoś dobra otwiera drogę zbytu dla innych dóbr. Dlatego też
dobre zbiory są korzystne nie tylko dla rolników, ale także dla sprzedawców I
wytwórców wszystkich dóbr. Im większe zbiory, tym większe zakupy tych, którzy
uprawiają ziemię. Złe zbiory natomiast zmniejszają sprzedaż na rynkach dóbr.
Sukces jeden gałęzi przemysłu otwiera drogę do rozwoju dla innych gałęzi. Z
drugiej strony, stagnacja jednej gałęzi jest odczuwana przez wszystkie. Ale
wielu może się spytać, dlaczego czasami jest tyle dóbr na rynku, ze ciężko jest
znaleźć dla nich zbyt? Dlaczego te dodatkowe dobra nie mogą być wymienione na
inne? Odpowiedż jest taka, że nadmiar pewnego dobra powstaje tylko w dwóch
sytuacjach: po pierwsze, gdy produkcja tego dobra o wiele przekraczała
rzeczywsite zapotrzebowanie, po drugie, gdy produkcja innych dóbr spadła.
To z powodu tego, że produkcja pewnych dóbr spadła, inne dobra nie mogą
zostać sprzedane. Używając bardziej przyziemnego sformułowania, ludzie kupili
mniej, poniważ mieli mniejsze zyski, a zyski mieli mniejsze z jednego z dwóch
powodów: albo mieli trudności ze znalezieniem zapotrzebowania na własne środki
produkcji, lub też środki te były same deficytowe.
Można zaobserwować, że dokładnie w tym samym czasie, gdy jedno dobro
generuje zyski, drugie generuje tylko straty. I, ponieważ takie zyski muszą być
potężną zachętą do zwiększenia produkcji muszą istnieć pewne brutalne metody,
lub też jakaś dziwna przyczyna, polityczne albo naturalne zawirowanie, która
napędza ten stan rzeczy. Przyczyna tego zostanie usunięta, gdy środki produkcji
poczują naturalny impuls w stronę niewykorzystanych dóbr I gałęzi, wypełnienie,
których przywraca aktywność we wszystkich innych. Jeden rodzaj produktu
wyparłby każdy inny, I te produkty potaniałyby bardzo, gdyby produkcja
pozostawała całkiem wolna.
Czy producent powinien sobie wyobrazić, że ludzie, którzy nie produkują
materialnych produktów są jego konsumentami w ten sam sposób, w jaki jego
konsumentami są Ci, którzy wytwarzają dobra materialne? Czy, na przykład,
funkcjonariusze publiczni, lekarze, prawnicy, duchowni, itd. to klasa
konsumentów inna niż od właściwych producentów? Ksiądz idzie do sklepu, aby
zakupić dobra, zabiera ze sobą wartość, aby dokonać zakupu w formie pieniędzy.
Skąd ma te pieniądze? Od pewnego poborcy podatkowego, który z kolei ma je od
płatnika. A skąd płatnik ma pieniądze na zapłatę podatku? Otóż ma je z
produktów, które sam wyprodukował I sprzedał. Ta wartość, na początku stworzona
przez płatnika, zamieniona na pieniądze I wręczona księdzu pozwoliła mu dokonać
zakupu. Ksiądz stoi tu na miejscu producenta, który mógłby sam dokonać zakupu,
być może dobra innego, niż to, które kupiłby ksiądz. Ale niemożliwe jest, aby
co innego, niż wrtość innego produktu wpływała na zakup pewnego produktu.
1.
W każdej
społeczności im liczniejsi są producenci, im bardziej różnorodna ich produkcja,
tym szybsze, obszerniejsze i szersze są tynku dla tych produktów, naturalną
konsekwencją tego jest to, że są bardziej zyskowne dla tych produktów, ponieważ
ceny rosną razem z zapotrzebowaniem. Ale ta zaleta wynika tylko z produkcji
jako takiej, a nie z wymuszonej cyrkulacji produktów, ponieważ wartość, która
została już stworzono nie jest zmieniana podczas przechodzenia z jednych rąk do
innych, ani przez udział państwa w transakcjach w miejsce konsumentów.
Człowiek, który żyje z produkcji innych ludzi, nie tworzy żadnego popytu na te
produkty, co najwyżej umieszcxza się na miejscu producenta, z wielką szkodą dla
produkcji.
2.
W interesie
uczestnika rynku człowieka leży ogólna dobra kondycja wszystkich producentów, a
sukces jeden gałęzi gospodarki stymuluje sukces innych gałęzi. Jakiejkolwiek
ten uczestnik rynku działalności by nie uprawiał, jest lepiej opłacany i
szybciej znajdzie zatrudnienie proporcjonalnie do tego, jak aktywnie inni
szukają pracy i dążą do większej płacy. Człowiek utalentowany może znaleść
tysiące metod na wykorzystanie swoich cech i atutów w aktywnej społeczności,
która jest w stanie zatrudnić i wynagrodzić jego umiejętności. Handlowiec,
który działa w dużym i zaludnionym mieście sprzedaje dużo więcej niż ten, który
działa w biedniejszym rejonie, którego populacja utonęła w apatii i bezruchu. Kiedy
jest się otoczonym przez ludzi, którzy produkują nieograniczoną ilość produktów
w wielkiej ilości odmian, oraz ludzi, którzy kupują wielkie ilości dóbr, nie ma
problemów ze znalezieniem zbytu na swoje produkty. To
jest prawdziwe źródło zysków, które otrzymują ludzie z miast, a których nie
otrzymują ludzie z obszarów wiejskich, i znowu, tym więcej mogą kupować, im
więcej produkują sami. Miasto, położone w centrum bogatego kraju, nie ma
potrzeby bogatych i licznych konsumentów, i, z drugiej strony, okolica tego
miasta dokłada dodatkową wartość do produkcji państwa. Podział narodów na
rolnicze, wytwórcze i komercyjne jest nie wystarczający.
Warunkiem potrzebnym dla sukcesu ludzi zajmujących się rolnictwem potrzebny
jest impuls wychodzący ze sfery wytwórstwa, a dla rozwoju wytwórstwa i usług
potrzebna jest dobra kondycja sektora rolniczego. Nastawienie kraju w stosunku
do jego sąsiadów, jest analogiczna do relacji pomiędzy jednej z prowincji do
pozostałych, albo jednego z miast do pozostałych miast – dąży do swojego
rozwoju, mając pewność, że dzięki temu zyska dodatkowe bogactwo. Rząd USA właśnie dlatego, działając bardzo mądrze, próbował w 1802
roku ucywilizować swoich dzikich sąsiadów, Indian Creek. Ich celem było
nauczenie ich produkcji i włączenie do handlu z USA, dlatego, że nie ma sensu
prowadzić interesów z ludźmi, którzy nie mają czym
płacić. Jest to pożyteczne i przynosi honor, gdy jedna z nacji działa,
poprawiając poziom życia i rozwoju innego narodu.
3.
Z
poprzedniego wniosku możemy wysnuć dalej idącą konkluzję, że nie jest szkodą
dla wewnętrznej lub narodowej gospodarki kupować i importować dobra z
zagranicy, ponieważ nic nie zostanie kupione od obcych, poza natywnymi,
specyficznymi dla kraju produktami, które na pewno znajdą ujście w wielkim
wolumenie handlu międzynarodowego.
4.
Ta sama
zasada prowadzi do wniosku, że popieranie i zachęcanie do rozwoju tylko
konsumpcji nie ma pozytywnego wpływu na handel. Trudność polega w dostarczeniu
środków, a nie stymulowaniu potrzeby konsumpcji. I widzieliśmy, ze sama
produkcja dostarcza tych środków. A więc celem rządu powinno być stymulowanie
produkcji, a nie pobudzanie konsumpcji. Z tego samego powodu stworzenie nowego
produktu jest początkiem otwarcia nowego rynku dla innych produktów, konsumpcja
albo zniszczenie dobra jest zatrzymaniem ujścia dla innych produktów. Nie ma
nic złego w tym, że produkt zakończył istnienie poprzez destrukcję, kiedy
zaspokojało to jakąś potrzebę. Nie ma również nic złego w stworzeniu jakiegoś
nowego produktu, który taką potrzebę zaspokaja. Rzeczywiście, jeżeli kraj jest
w dobrej kondycji ekonomicznej, to Produkt Krajowy Brutto przekracza wartość konsumpcji brutto.
Produkty skonsumowane wypełniły swą funckję, tą, do której zostały
przeznaczone; ale konsumpcja ta nie otworzyła nowego rynku, a wprost
przeciwnie. Gdy już doszliśmy do przekonania, że zagregowany popyt na produkty
rośnie proporcjonalnie do produkcji, nie musimy już przejmować się, jakim
kanałem należy wyprodukowane dobra skierować, aby otrzymać jak największe
korzyści. Wytworzone produkty powodują wzrost różnego rodzaju zapotrzebowania,
zgodnie z potrzebami, warunkami zewnętrznymi, komparatywnego kapitału,
przemysłu, i naturalnych zasobów każdego kraju; artykuł najbardziej potrzebny,
będący przedmiotem konkurencji, przynosi największe zyski dla swojego
właściciela i najlepsze płace dla pracownika, który dany produkt wytworzył, a
ich odpowiednich usługi są przyciągane przez te zyski do konkretnych kanałów. W
społeczności, mieście, prowincji czy państwie, które produkuje mądrze i dodaje
każdy produkt do ogólnej puli, prawie wszystkie gałęzie przemysłu i segmenty
usług mają wysokie zyski, ponieważ popyt jest wysoki, i ponieważ zawsze jest
duża ilość produktów na rynku, gotowych na rywalizację o nowe usługi
produkcyjne. I, odwrotnie, jeżeli, z powodu nieudolności rządu albo braku
aktywności kraju, produkcja jest stała albo nie dotrzymuje tempa wzrostowi
konsumpcji, zapotrzebowanie silnie się zmniejsza, wartość produkcji jest
mniejsza niż jej koszty, produktywność nie jest właściwie nagradzana, zyski i
płace zmniejszają się, zatrudnienie kapitału staje się mniej zyskowne i
bardziej ryzykowne, jest przeznaczany na żywność, nie przez ekstrawagancję, ale
przez konieczność i ponieważ źródła zysku wyschły. Klasa pracująca doświadcza
zapotrzebowania na pracę, rodziny przedtem w znośnych warunkach, teraz są mają
trudności, zaś ci, którzy wcześniej mieli trudności, teraz są pozostawieni bez
perspektyw na poprawę. Zmniejszenie ludności i ubóstwo zajmują miejsce
beztroski radości i szczęścia. Takie są skutki zmniejszenia produkcji; sytuacji
tej można zaradzić tylko przez oszczędność, inteligencję, aktywność i wolność.
Say Jean Baptiste (1767-1832), ekonomista
i przemysłowiec francuski. Przedstawiciel klasycznej szkoły angielskiej.
Po ukończeniu studiów handlowych w Anglii, które pozwoliły mu zapoznać się
z pracami A. Smitha,
zajmował się publicystyką gospodarczą i polityką, będąc członkiem komisji
finansów. Zmuszony do rezygnacji ze stanowiska wskutek konfliktu z Napoleonem I, założył
przędzalnię bawełny, w której pracował także fizycznie. Od 1815 wykładał
ekonomię w Ateneum, w 1830 został profesorem Collège de
France.
Przyjmując za Smithem, że przedmiotem zainteresowań ekonomii jest
proces tworzenia bogactwa, Say skonstruował własny, w wielu punktach
odmienny od Smithowskiego, system poglądów składający się z trzech części:
teorii wytwarzania bogactwa, teorii podziału i teorii konsumpcji.
Sformułował tzw. prawo rynku, dowodząc wbrew zaistniałym faktom, że
w gospodarce rynkowej kryzysy
są niemożliwe.
W swej teorii czynników produkcji zdolność do wytwarzania wartości
towarów przypisał Say trzem czynnikom: pracy robotników i przedsiębiorcy,
kapitałowi (wartość narzędzi i surowców) oraz zasobom natury (ziemia
i prawa przyrody). Naturalną konsekwencją istnienia tych trzech czynników
było to, że każdy z nich, świadcząc w procesie produkcji określone
usługi, musi otrzymywać dochody: płacę, procent i rentę. Każdy z tych
dochodów Say nazywa zyskiem właścicieli poszczególnych czynników
i w ten sposób zaprzecza twierdzeniu D. Ricarda (a także K. Marksa), iż dochody
właścicieli ziemi i kapitału pochodzą z wyzysku robotników.
Konsumpcję
rozumiał Say's jako proces niszczenia rzeczy. Wprowadził pojęcie konsumpcji
indywidualnej i publicznej, szczególną uwagę poświęcając wydatkom
publicznym i źródłom ich pokrycia.
Znaczna część poglądów Say'sa została przejęta przez subiektywistyczny kierunek myśli
ekonomicznej. Główne prace: Traktat
o ekonomii politycznej... (1803, wydanie
polskie 1960), Catéchisme d'économie
politique (1817).