Streszczenie

Artykuł poniższy opisuje różne interpretacje prawa Say’a i skutki błędnego rozumienia tego prawa dla różnych teorii ekonomicznych. W dalszej części objaśnia to prawo, posiłkując się oryginalnym tekstem Say’a. Artykuł odnosi także prawo Say’a do istnienia pieniądza w gospodarce i przedstawia konsekwencje tego faktu. Na końcu porównuje to prawo z poglądami keynesistów.

 

Zrozumieć prawo Say’a

Steven Horwitz

Jednym z problemów w świecie pomysłów, szczególnie w dziedzinie nauk społecznych, jest to, że głębia starych pomysłów może zostać zagubiona w natłoku nowych idei. Często historycy mają przed sobą niewdzięczne zadanie przypomnieć kolegom, iż jakiś od dawna nieżyjący już ekonomista napisał coś zupełnie innego niż im się wydaje że napisał.

Takie nieporozumienia to często coś więcej niż proste błędy; mogą mieć wielkie konsekwencje dla naszych teorii socjologicznych, naszych interpretacje historii i propozycji rozwiązań ekonomicznych. W ekonomii można znaleźć wiele takich przykładów. Moim zadaniem jest przypatrzenie się jednemu z nich: sposobowi, w jaki prawo Say’a (nazwane od wielkiego klasycznego ekonomisty Jean-Baptiste Say) było całkowicie źle zrozumiane przez teoretyków ekonomii i laików, i pokazać tego konsekwencje.

W. H. Hutt kiedyś odniósł się do Prawa Saya jako do „najbardziej fundamentalnego prawa w całej teorii ekonomii.”. W swojej surowej i nieformalnej formie, prawo Saya jest rozumiane jako „podaż tworzy swój własny popyt”, tak jakby prosty akt podaży jakiegoś dobra lub usługi na rynku był wystarczający, aby wywołać zapotrzebowanie na ten produkt. Oczywiście, producenci mogą przedsięwziąć wydatki, np. na reklamę, aby namówić ludzi do kupna dobra, które zdecydowali się dostarczać, ale to nie to samo, co powiedzieć, że akt dostarczenia dobra musi stworzyć zapotrzebowanie na to dobro. Takie rozumienie prawa Say’a jest najwyraźniej fałszywe – wystarczy spojrzeć na wiele przykładów firm i dóbr, które poniosły klęskę na rynku. Jeżeli prawo Say’a byłoby prawdziwe w takim znaczeniu, jak przestawione powyżej, to wszyscy moglibyśmy stać się bogaci po prostu produkując cokolwiek.

Cokolwiek bardziej wyszukana interpretacja, ta, którą John Maynard Keynes najwyraźniej przypisywał klasykom, mówi, że zagregowana podaż dóbr i usług oraz zagregowany popyt na dobra będzie zawsze sobie równy. W dodatku, niektórzy uważali, że Say twierdził, iż ta równość zachodzi w punkcie, w którym wszystkie zasoby są w pełni wykorzystane.. W takim wypadku ekonomiści klasyczni uważaliby, że rynki zawsze osiągały równowagę całkowitego zatrudnienia. Z jednej strony to jest prawda. Jeżeli porównamy rzeczywiste ilości dóbr kupionych i sprzedanych, to ilości te zawsze będą równe.. Cokolwiek zostało sprzedane przez jedną osobę było kupione przez inną. Niewykluczone jednak, że Keynes uważał, że klasycy mieli co innego na myśli, być może coś w stylu „rynki nie stworzą nigdy znaczących niedoborów lub nadwyżek, ponieważ przychód generowany przez sprzedaż będzie zawsze wystarczający aby zakupić oferowaną ilość dóbr”. W dużej mierze to zdanie jest prawdziwe, ale samo w sobie nie zapewnia pełnego zatrudnienia, gdyż oczywiste przypadki bezrobocia i niesprzedanych dóbr mogą być pokazane. I, właściwie, to jest to, co krytycy prawa Saya zrobili. Wskazywali recesje i depresje, których doświadczały rynki ekonomiczne, co według nich pokazywało naiwność prawa Saya i jego fałszywość.

Co powiedział Say

Jeśli chcemy zrozumieć prawo Say’a lepiej, najlepiej odwołać się do tego, co on sam na ten temat napisał. We odpowiednim fragmencie Say pisze „to produkcja stwarza popyt na produkty (...). Sama okoliczność stworzenia produktu kreuje popyt na inne produkty.”­2 Inaczej mówiąc, Say stwierdził, że produkcja jest źródłem popytu. Zdolność do stworzenia zapotrzebowania na dobra i usługi od innych wynika z przychodu uzyskanego dzięki własnym aktom produkcji. Bogactwo tworzy się z produkcji, nie z konsumpcji. Moja zdolność do tworzenia popytu na żywność, ubrania i schronienie wynika z produktywności mojej pracy i moich innych zasobów. Im większa ta produktywność, tym większą mam moc popytu.

W swojej świetnej książce o prawie Saya Hutt wyraził to tak „Cała moc popytu wynika z produkcji i podaży (...). Proces dostarczania dóbr na rynek, tj. produkcji, i odpowiednia wycena usług utrzymuje przepływ potrzeb”3. Dalej, Hutt bardziej precyzuje swą definicję: „popyt na każde dobro jest funkcją podaży niekonkurujących dóbr”. Dodanie słowa „niekonkurujących” jest bardzo ważne. Jeżeli sprzedaję me usługi jako technik komputerowy, zakłada się, że moje wynikowe zapotrzebowanie będzie na inne dobra niż te, które sam produkuję. Dobra i usługi, które konkurują z tymi, które ja sprzedaję mogę zawsze uzyskać poprzez bezpośrednie zastosowanie mej pracy, a więc jest nieprawdopodobne, abym zgłaszał na nie zapotrzebowanie.

To spojrzenie na prawo Saya opisuje wszystkie połączenia pomiędzy różnymi sektorami gospodarki rynkowej. W szczególności, ma sens stwierdzenie, że „zatrudnienie dla ogółu to zatrudnienie dla jednostki”. Ponieważ każdy pracownik może znaleźć pracę, może on też stworzyć zapotrzebowanie na dobra i usługi z innych gałęzi, tworząc miejsca pracy w tych gałęziach. Z tej perspektywy, prawo Saya nie ma nic wspólnego z równowagą pomiędzy zagregowaną podażą i zagregowanym popytem. Opisuje ono raczej proces zamiany dostawców w klientów.

Produkcja na pierwszym miejscu

Ten proces może być widoczny w różnicach pomiędzy małymi, biednymi, wiejskimi miasteczkami i bogatszymi obszarami znajdującymi się w okolicy dużych miast. W małych miastach wartość produkcji jest mała, w związku z czym również ich możliwości tworzenia popytu są ograniczone. Dlatego też wybór produktów, ilość i różnorodność sprzedawców i stopień specjalizacji jest mały. Natomiast w bogatszych obszarach podmiejskich jest oszałamiający wybór produktów, z dużą ilością zróżnicowanych sprzedawców oferujących wyspecjalizowane dobra. Być może najważniejsze jest to, że na takich obszarach jest duża konkurencja, ponieważ rynek jest w stanie utrzymać wielu sprzedawców tego samego dobra. Say podkreślił, że to wyjaśnia, czemu sprzedawca rozwinie swą działalność lepiej w dużym mieście pomiędzy konkurentami, niż jako pojedynczy przedsiębiorca w małym mieście. Kluczem do zrozumienia prawa Saya jest to, że to produkcja jest na pierwszym miejscu. Zapotrzebowanie i konsumpcja wynika z produkcji bogactwa.

Do pewnego stopnia prawo Saya jest tylko rozszerzeniem spostrzeżenia Adama Smitha, że „podział pracy jest ograniczony przez rozmiar rynku”. Smith zauważył, że stopień specjalizacji zależy od tego, jakie jest zapotrzebowanie na wyspecjalizowany produkt.

Ponieważ wszystkie ruchy pomiędzy dostarczaniem a zapotrzebowaniem na dobra muszą odbywać się za pomocą pieniędzy, stwierdzenie, że produkcja generuje popyt jest pewnego rodzaju uproszczeniem. Tak naprawdę wyrażenie zapotrzebowania na dobra wymaga dysponowania pieniędzmi, co z kolei wymaga wcześniejszych aktów dostarczenia dóbr. Sprzedajemy aktywa lub pracę dla pieniędzy, które potem możemy użyć w celu zakupu innych dóbr. Pieniądze to pośrednie dobro, które pozwala nam kupić rzeczy, których potrzebujemy. Ale musimy pamiętać, że to nie pieniądze pozwalają nam dokonać zakupu, ale aktywa, które pozwalają na uzyskanie pieniędzy. Jednak nie musimy wydawać wszystkich pieniędzy od razu, a więc chwilowe zapotrzebowanie na dobra i usługi nie musi odpowiadać wartości produkcji. Więc wygląda na to, że przy uwzględnieniu istnienia pieniądza, prawo Saya, nawet zrozumiane właściwie, zostawia możliwość istnienia dóbr na rynku, które nie zostaną kupione.

Jakkolwiek, gdy bogactwo monetarne jest przechowywane w formie pieniądza kreowanego przez banki, takiej jak konto bankowe (ale nie banknotów Federal Reserve), wtedy zatrzymana konsumpcja będzie przeniesiona na tych, którzy pożyczają pieniądze od banku, który go wykreował. Pieniądze, które pozostają na moim koncie są podstawą dla banku do udzielenia pożyczek innym. Moc konsumpcji, której nie wykorzystałem poprzez pozostawienie mojego bogactwa w formie pieniędzy została przeniesiona na pożyczkobiorcę. Kiedy ona wyda swą pożyczkę, jej dodatek do zagregowanego popytu zapełnia lukę po brakującej konsumpcji, która była rezultatem mojej decyzji o zatrzymaniu pieniędzy. Tak więc nie ma żadnego braku w zagregowanym popycie, dopóki system bankowy może zamieniać oszczędności w wydatki pożyczkobiorców.

Wszystkie rynki to rynki pieniądza

Ponieważ wszystkie wymiany rynkowe są dokonywane za pośrednictwem pieniędzy, wszystkie rynki są rynkami pieniądza i jedyna możliwość nadmiarowego popytu lub podaży zachodzi, gdy jest, odpowiednio, nadmiarowa podaż lub popyt na pieniądz. Weźmy dla przykładu nadmiar dóbr, taki, jaki ma miejsce podczas recesji. Prawo Say’a, poprawnie zrozumiane, sugeruje, że wyjaśnieniem tego faktu jest nadmiarowy popyt na pieniądze. Dobra leżą niesprzedane, ponieważ kupujący nie mogą dostać pieniędzy, które powinny kupić te dobra. A wiec recesje i inflacje są mającymi swoje źródła w pieniądzu.

Odmiennie niż zwolennicy Keynesa, którzy uważali, że braki w zagregowanym popycie powstające z różnych form zawodności rynku, powodują okresy spowolnienia gospodarczego, pokazaliśmy, że dogłębne zrozumienie prawa Saya sugeruje, że to nie naturalna zawodność rynku prowadzi do luki popytowej, i że istnienie recesji w realnym świecie nie podważa tego prawa. Raczej, gdy już zrozumiemy rolę pieniądza w umożliwieniu zamiany naszych mocy produkcyjnych w popyt na dobra, widzimy, że źródła makroekonomicznej zawodności jest najprawdopodobniej natury monetarnej. Mimo odrzucenia przez keynesistów prawo Saya, poprawnie zrozumiane zarówno w jego oryginalnym brzmieniu, jak i w odniesieniu do systemu bankowego, pozostaje dobrym modelem działania gospodarki rynkowej.

Jean-Baptise Say, A Treatise on Political Economy

Rozdział 15

O popycie i rynku produktów

Często słyszymy głosy z różnych gałęzi przemysłu, że ich problemem nie jest produkcja, ale sprzedanie dóbr, że produkt zawsze zostanie sprzedany, jeżeli jest popyt, czy tez rynek gotowy go przyjąć. Gdy popyt na ich dobra jest mały, trudny i mało zyskowny, mówią, że pieniądze są dobrem rzadkim. Tym, do czego dążą, jest konsumpcja wysoka na tyle, aby zwiększyć sprzedaż I utrzymać ceny na wysokim poziomie. Ale gdy spytać się ich, co właściwie powoduje I wpływa na popyt na ich produkty, to okaże się, że większość z nich ma bardzo marne pojęcie na ten temat, że ich obserwacje są niekompletne I zafałszowane, a ich wyjaśnienie niejasne, że traktują wątpliwe twierdzenia jako pewniki, często modlą się o coś, co jest kompletnie sprzeczne z ich interesem, I żądają od władz ochrony, która obróci się przeciwko nim samym.

Abyśmy mogli sformułować praktyczne i poprawne wnioski w odniesieniu do rynków produktów przemysłowych, musimy dokładnie przeanalizować najbardziej pewne fakty, i zastosować do nich sposób rozumowania, który już odkryliśmy, i może w ten sposób otrzymamy nowe prawdy i twierdzenia, które pomogą nam rozświetlić nasz pogląd na rolę przemysłu i sposób jego funkcjonowania oraz pokazać kroki, do których powinny się uciekać rządy, jeżeli chcą rozwinąć przemysł.

Człowiek, który inwestuje swoją pracę w obiektów, które mają nabierają wartości poprzez kreację pewnej użyteczności, nie może oczekiwać, że wartość ta będzie doceniona I opłacona, o ile inni ludzie nie mają środków na zakup tego dobra. Ale skąd się biorą te środki? Z innych wartości innych produktów, to jest owoców pracy, kapitału I ziemi. Co prowadzi nas do wniosku na pierwszy rzut oka paradoksalnego, że to produkcja otwiera popyt na produkty. Gdyby handlowiec powiedział „Nie chcę innych produktów za moje, chcę pieniędzy”, mogłoby być trochę trudności w przekonaniu go, że klienci nie mogliby zakupić jego dóbr, jeżeli wcześniej nie sprzedali jakiś swoich produktów. Otóż okazuje się, że handlowiec chce dóbr, a nie pieniędzy. A wiec winienie rzadkości pieniędzy o słabą sprzedaż jest pomyleniem przyczyny ze skutkiem. Błąd ten bierze się stąd, że prawie cała produkcja w pierwszej fazie jest zamieniana na pieniądze, zanim nie zostanie wymieniona na inną produkcję. Pieniądze wydają się dobrem najbardziej pożądanym I najczęściej używanym, podczas gdy jest tylko medium wymiany. Nie można powiedzieć, że rzadkość pieniędzy jest przyczyną niskiej sprzedaży, sprzedaż maleje, ponieważ inne dobra są rzadkie. Ilość pieniędzy w obiegu jest zawsze wystarczająca do przeprowadzenia transakcji I wzajemnej wymiany wartości, gdy wartości te istnieją. Gdy wzrost wymiany powoduje, że potrzebne jest więcej pieniędzy, potrzeba ta może być łatwo zaspokojona, I jest oznaką rozwoju gospodarki I tego, że została wytworzona duża wartość, którą obywatele chcą wymienić na inną wartość. W takim wypadku, handlarze wiedzą dobrze, jak znaleźć substytuty dobra, które służy jako medium wymiany. Zaś pieniądze szybko się pojawią, gdyż produkcja w naturalny sposób jest ściągana tam, gdzie jest najbardziej pożądana. To dobry znak, gdy gospodarka rozrasta się tak, że brakuje pieniędzy, tak samo, jak to, że dóbr jest za dużo, żeby pomieściły się w składach I hurtowniach. Kiedy pewien artykuł nie może znaleźć zbytu, rzadkość pieniędzy ma mało do czynienia z niemożnością jego sprzedaży, ponieważ sprzedawcy bardzo chętnie otrzymali jego wartość w dobrach dla swej własnej konsumpcji po aktualnych cenach z dnia, nie prosili by o pieniądze, ponieważ jedyną rzeczą, którą by mogli z nimi uczynić, to pójść do sklepu I kupić potrzebne im dobra. Ta obserwacja jest ma zastosowanie we wszystkich przypadkach, kiedy jest podaż dóbr lub usług na rynku. Znajdą oni uniwersalny popyt w tych miejscach, gdzie większość wartości jest produkowana, ponieważ w żadnym innym miejscu nie są tworzone środki to dokonania zakupu, to jest wartość. Pieniądze pełnią chwilową rolę podczas podwójnej wymiany; I po tej wymianie zawsze okaże się, że właściwie dokonano wymiany jednego dobra na drugie dobro.

Warto jest zaznaczyć, że produkt nie jest tworzony dopóki nie pokrywa swoją wartością dóbr na innych rynkach. Kiedy producent dokończy pracę nad produktem, chce jak najszybciej się go pozbyć w drodze sprzedaży, gdyż z każdą chwilą wartość tego dobra maleje. Tak samo producent ten jest niecierpliwy, jeśli chodzi o pieniądze, które posiada – chce je wydać najszybciej, jak może, ponieważ wartość pieniądza również maleje. Ale jedyna droga pozbycia się pieniędzy jest zakup jakiś innych dóbr. A więc, sam fakt stworzenia jakiegoś dobra otwiera drogę zbytu dla innych dóbr. Dlatego też dobre zbiory są korzystne nie tylko dla rolników, ale także dla sprzedawców I wytwórców wszystkich dóbr. Im większe zbiory, tym większe zakupy tych, którzy uprawiają ziemię. Złe zbiory natomiast zmniejszają sprzedaż na rynkach dóbr. Sukces jeden gałęzi przemysłu otwiera drogę do rozwoju dla innych gałęzi. Z drugiej strony, stagnacja jednej gałęzi jest odczuwana przez wszystkie. Ale wielu może się spytać, dlaczego czasami jest tyle dóbr na rynku, ze ciężko jest znaleźć dla nich zbyt? Dlaczego te dodatkowe dobra nie mogą być wymienione na inne? Odpowiedż jest taka, że nadmiar pewnego dobra powstaje tylko w dwóch sytuacjach: po pierwsze, gdy produkcja tego dobra o wiele przekraczała rzeczywsite zapotrzebowanie, po drugie, gdy produkcja innych dóbr spadła.

To z powodu tego, że produkcja pewnych dóbr spadła, inne dobra nie mogą zostać sprzedane. Używając bardziej przyziemnego sformułowania, ludzie kupili mniej, poniważ mieli mniejsze zyski, a zyski mieli mniejsze z jednego z dwóch powodów: albo mieli trudności ze znalezieniem zapotrzebowania na własne środki produkcji, lub też środki te były same deficytowe.

Można zaobserwować, że dokładnie w tym samym czasie, gdy jedno dobro generuje zyski, drugie generuje tylko straty. I, ponieważ takie zyski muszą być potężną zachętą do zwiększenia produkcji muszą istnieć pewne brutalne metody, lub też jakaś dziwna przyczyna, polityczne albo naturalne zawirowanie, która napędza ten stan rzeczy. Przyczyna tego zostanie usunięta, gdy środki produkcji poczują naturalny impuls w stronę niewykorzystanych dóbr I gałęzi, wypełnienie, których przywraca aktywność we wszystkich innych. Jeden rodzaj produktu wyparłby każdy inny, I te produkty potaniałyby bardzo, gdyby produkcja pozostawała całkiem wolna.

Czy producent powinien sobie wyobrazić, że ludzie, którzy nie produkują materialnych produktów są jego konsumentami w ten sam sposób, w jaki jego konsumentami są Ci, którzy wytwarzają dobra materialne? Czy, na przykład, funkcjonariusze publiczni, lekarze, prawnicy, duchowni, itd. to klasa konsumentów inna niż od właściwych producentów? Ksiądz idzie do sklepu, aby zakupić dobra, zabiera ze sobą wartość, aby dokonać zakupu w formie pieniędzy. Skąd ma te pieniądze? Od pewnego poborcy podatkowego, który z kolei ma je od płatnika. A skąd płatnik ma pieniądze na zapłatę podatku? Otóż ma je z produktów, które sam wyprodukował I sprzedał. Ta wartość, na początku stworzona przez płatnika, zamieniona na pieniądze I wręczona księdzu pozwoliła mu dokonać zakupu. Ksiądz stoi tu na miejscu producenta, który mógłby sam dokonać zakupu, być może dobra innego, niż to, które kupiłby ksiądz. Ale niemożliwe jest, aby co innego, niż wrtość innego produktu wpływała na zakup pewnego produktu.

Wnioski

1.      W każdej społeczności im liczniejsi są producenci, im bardziej różnorodna ich produkcja, tym szybsze, obszerniejsze i szersze są tynku dla tych produktów, naturalną konsekwencją tego jest to, że są bardziej zyskowne dla tych produktów, ponieważ ceny rosną razem z zapotrzebowaniem. Ale ta zaleta wynika tylko z produkcji jako takiej, a nie z wymuszonej cyrkulacji produktów, ponieważ wartość, która została już stworzono nie jest zmieniana podczas przechodzenia z jednych rąk do innych, ani przez udział państwa w transakcjach w miejsce konsumentów. Człowiek, który żyje z produkcji innych ludzi, nie tworzy żadnego popytu na te produkty, co najwyżej umieszcxza się na miejscu producenta, z wielką szkodą dla produkcji.

2.      W interesie uczestnika rynku człowieka leży ogólna dobra kondycja wszystkich producentów, a sukces jeden gałęzi gospodarki stymuluje sukces innych gałęzi. Jakiejkolwiek ten uczestnik rynku działalności by nie uprawiał, jest lepiej opłacany i szybciej znajdzie zatrudnienie proporcjonalnie do tego, jak aktywnie inni szukają pracy i dążą do większej płacy. Człowiek utalentowany może znaleść tysiące metod na wykorzystanie swoich cech i atutów w aktywnej społeczności, która jest w stanie zatrudnić i wynagrodzić jego umiejętności. Handlowiec, który działa w dużym i zaludnionym mieście sprzedaje dużo więcej niż ten, który działa w biedniejszym rejonie, którego populacja utonęła w apatii i bezruchu. Kiedy jest się otoczonym przez ludzi, którzy produkują nieograniczoną ilość produktów w wielkiej ilości odmian, oraz ludzi, którzy kupują wielkie ilości dóbr, nie ma problemów ze znalezieniem zbytu na swoje produkty. To jest prawdziwe źródło zysków, które otrzymują ludzie z miast, a których nie otrzymują ludzie z obszarów wiejskich, i znowu, tym więcej mogą kupować, im więcej produkują sami. Miasto, położone w centrum bogatego kraju, nie ma potrzeby bogatych i licznych konsumentów, i, z drugiej strony, okolica tego miasta dokłada dodatkową wartość do produkcji państwa. Podział narodów na rolnicze, wytwórcze i komercyjne jest nie wystarczający. Warunkiem potrzebnym dla sukcesu ludzi zajmujących się rolnictwem potrzebny jest impuls wychodzący ze sfery wytwórstwa, a dla rozwoju wytwórstwa i usług potrzebna jest dobra kondycja sektora rolniczego. Nastawienie kraju w stosunku do jego sąsiadów, jest analogiczna do relacji pomiędzy jednej z prowincji do pozostałych, albo jednego z miast do pozostałych miast – dąży do swojego rozwoju, mając pewność, że dzięki temu zyska dodatkowe bogactwo. Rząd USA właśnie dlatego, działając bardzo mądrze, próbował w 1802 roku ucywilizować swoich dzikich sąsiadów, Indian Creek. Ich celem było nauczenie ich produkcji i włączenie do handlu z USA, dlatego, że nie ma sensu prowadzić interesów z ludźmi, którzy nie mają czym płacić. Jest to pożyteczne i przynosi honor, gdy jedna z nacji działa, poprawiając poziom życia i rozwoju innego narodu.

3.      Z poprzedniego wniosku możemy wysnuć dalej idącą konkluzję, że nie jest szkodą dla wewnętrznej lub narodowej gospodarki kupować i importować dobra z zagranicy, ponieważ nic nie zostanie kupione od obcych, poza natywnymi, specyficznymi dla kraju produktami, które na pewno znajdą ujście w wielkim wolumenie handlu międzynarodowego.

4.      Ta sama zasada prowadzi do wniosku, że popieranie i zachęcanie do rozwoju tylko konsumpcji nie ma pozytywnego wpływu na handel. Trudność polega w dostarczeniu środków, a nie stymulowaniu potrzeby konsumpcji. I widzieliśmy, ze sama produkcja dostarcza tych środków. A więc celem rządu powinno być stymulowanie produkcji, a nie pobudzanie konsumpcji. Z tego samego powodu stworzenie nowego produktu jest początkiem otwarcia nowego rynku dla innych produktów, konsumpcja albo zniszczenie dobra jest zatrzymaniem ujścia dla innych produktów. Nie ma nic złego w tym, że produkt zakończył istnienie poprzez destrukcję, kiedy zaspokojało to jakąś potrzebę. Nie ma również nic złego w stworzeniu jakiegoś nowego produktu, który taką potrzebę zaspokaja. Rzeczywiście, jeżeli kraj jest w dobrej kondycji ekonomicznej, to Produkt Krajowy Brutto  przekracza wartość konsumpcji brutto. Produkty skonsumowane wypełniły swą funckję, tą, do której zostały przeznaczone; ale konsumpcja ta nie otworzyła nowego rynku, a wprost przeciwnie. Gdy już doszliśmy do przekonania, że zagregowany popyt na produkty rośnie proporcjonalnie do produkcji, nie musimy już przejmować się, jakim kanałem należy wyprodukowane dobra skierować, aby otrzymać jak największe korzyści. Wytworzone produkty powodują wzrost różnego rodzaju zapotrzebowania, zgodnie z potrzebami, warunkami zewnętrznymi, komparatywnego kapitału, przemysłu, i naturalnych zasobów każdego kraju; artykuł najbardziej potrzebny, będący przedmiotem konkurencji, przynosi największe zyski dla swojego właściciela i najlepsze płace dla pracownika, który dany produkt wytworzył, a ich odpowiednich usługi są przyciągane przez te zyski do konkretnych kanałów. W społeczności, mieście, prowincji czy państwie, które produkuje mądrze i dodaje każdy produkt do ogólnej puli, prawie wszystkie gałęzie przemysłu i segmenty usług mają wysokie zyski, ponieważ popyt jest wysoki, i ponieważ zawsze jest duża ilość produktów na rynku, gotowych na rywalizację o nowe usługi produkcyjne. I, odwrotnie, jeżeli, z powodu nieudolności rządu albo braku aktywności kraju, produkcja jest stała albo nie dotrzymuje tempa wzrostowi konsumpcji, zapotrzebowanie silnie się zmniejsza, wartość produkcji jest mniejsza niż jej koszty, produktywność nie jest właściwie nagradzana, zyski i płace zmniejszają się, zatrudnienie kapitału staje się mniej zyskowne i bardziej ryzykowne, jest przeznaczany na żywność, nie przez ekstrawagancję, ale przez konieczność i ponieważ źródła zysku wyschły. Klasa pracująca doświadcza zapotrzebowania na pracę, rodziny przedtem w znośnych warunkach, teraz są mają trudności, zaś ci, którzy wcześniej mieli trudności, teraz są pozostawieni bez perspektyw na poprawę. Zmniejszenie ludności i ubóstwo zajmują miejsce beztroski radości i szczęścia. Takie są skutki zmniejszenia produkcji; sytuacji tej można zaradzić tylko przez oszczędność, inteligencję, aktywność i wolność.


Say Jean Baptiste (1767-1832), ekonomista i przemysłowiec francuski. Przedstawiciel klasycznej szkoły angielskiej. Po ukończeniu studiów handlowych w Anglii, które pozwoliły mu zapoznać się z pracami A. Smitha, zajmował się publicystyką gospodarczą i polityką, będąc członkiem komisji finansów. Zmuszony do rezygnacji ze stanowiska wskutek konfliktu z Napoleonem I, założył przędzalnię bawełny, w której pracował także fizycznie. Od 1815 wykładał ekonomię w Ateneum, w 1830 został profesorem Collège de France.

Przyjmując za Smithem, że przedmiotem zainteresowań ekonomii jest proces tworzenia bogactwa, Say skonstruował własny, w wielu punktach odmienny od Smithowskiego, system poglądów składający się z trzech części: teorii wytwarzania bogactwa, teorii podziału i teorii konsumpcji. Sformułował tzw. prawo rynku, dowodząc wbrew zaistniałym faktom, że w gospodarce rynkowej kryzysy są niemożliwe.

W swej teorii czynników produkcji zdolność do wytwarzania wartości towarów przypisał Say trzem czynnikom: pracy robotników i przedsiębiorcy, kapitałowi (wartość narzędzi i surowców) oraz zasobom natury (ziemia i prawa przyrody). Naturalną konsekwencją istnienia tych trzech czynników było to, że każdy z nich, świadcząc w procesie produkcji określone usługi, musi otrzymywać dochody: płacę, procent i rentę. Każdy z tych dochodów Say nazywa zyskiem właścicieli poszczególnych czynników i w ten sposób zaprzecza twierdzeniu D. Ricarda (a także K. Marksa), iż dochody właścicieli ziemi i kapitału pochodzą z wyzysku robotników.

Konsumpcję rozumiał Say's jako proces niszczenia rzeczy. Wprowadził pojęcie konsumpcji indywidualnej i publicznej, szczególną uwagę poświęcając wydatkom publicznym i źródłom ich pokrycia.

Znaczna część poglądów Say'sa została przejęta przez subiektywistyczny kierunek myśli ekonomicznej. Główne prace: Traktat o ekonomii politycznej... (1803, wydanie polskie 1960), Catéchisme d'économie politique (1817).